Nadchodzi cyfryzacja w podatku akcyzowym

Rządowy program nie jest odpowiedzią na obecne problemy branży turystycznej. Branża turystyczna jest jedną z najbardziej dotkniętych przez pandemię COVID-19 oraz działania mające pandemię ograniczyć. Według ostatniego badania Centrum Monitoringu Sytuacji Gospodarczej nawet 30% firm działających w tym sektorze już straciło płynność lub utraci ją w ciągu najbliższych dwóch tygodni. Tymczasem zgodnie z zapowiedziami wicepremier Jadwigi Emilewicz bon przyznany w tym roku będzie ważny dwa lata, a program ma być kontynuowany w przyszłości. Dla firmy, która w tym momencie nie zarabia, dodatkowe przychody w przyszłym roku są bardzo małym pocieszeniem. Część firm skorzysta w tym roku, jednak trudno uznać to za efektywną odpowiedź na obecne wyzwania.
Program, przy ograniczonych korzyściach, będzie stanowił istotne obciążenie dla budżetu i pracodawców. Na razie nie są znane szczegóły finansowania programu. Nie wiadomo, czy dopłata będzie wprost z budżetu czy z jednego z funduszy, które z lubością mnoży obecny rząd, co nie zmienia faktu, że w ostatecznym rozrachunku zapłaci za to podatnik. O ile jeszcze w tym wyjątkowym roku, biorąc pod uwagę trudną sytuację branży turystycznej, można rozważać programy wsparcia (pod warunkiem, że będą efektywny), to zdecydowanym błędem jest deklaracja trwałego zwiększenia wydatków publicznych na wsparcie turystyki w następnych latach. Choć rząd unika podania prognoz lub scenariuszy dla finansów publicznych na następne lata, to już wiadomo, że w kolejnych latach wysoki dług publiczny i deficyt sektora finansów publicznych będą stanowiły zagrożenie dla stabilności polskiej gospodarki. W tej sytuacji deklarowanie nowych, dodatkowych wydatków jest lekkomyślnością.
Przerzucenie kosztów programu w przyszłości na pracodawców poprawi sytuację budżetu, ale zniechęci pracodawców do umów o pracę. Już w tej chwili umowy o pracę w Polsce dla osób o niskich dochodach są jednymi z najwyżej opodatkowanych i oskładkowanych w całym OECD. Przy założeniu, że w przyszłości bon byłby np. w połowie finansowany przez pracodawcę, oznaczałoby to, że miesięcznie od każdego etatu musiałby zapłacić dodatkowo prawie 42 zł. Ponieważ cały bon dla pracownika ma być przychodem, to ten będzie musiał od niego zapłacić podatek, a być może teżskładki ZUS. Przy założeniu, że wymagany będzie tylko PIT, łączny koszt etatu wzrośnie o prawie 56 zł miesięcznie (41,7 zł dopłaty przez pracodawcę i 14,2 zł PIT płaconego przez pracownika). Będzie to oznaczało, że opodatkowanie pracy osób o niższych dochodach będzie trzecim najwyższym w OECD, ale w zamian pracownicy będą dostawali bon. Tak wysokie opodatkowanie umów o pracę będzie jeszcze bardziej zachęcało pracowników i pracodawców do szukania tańszych alternatyw w postaci umów cywilnoprawnych czy samozatrudnienia.
W każdym wariancie za bon zapłacą podatnicy. Nawet jeśli nie będzie to wprost uwzględnione przez pracodawcę w ich płacy, to wyższe wydatki budżetu będą musiały być sfinansowane dodatkowymi obciążeniami podatkowymi. I nawet osoby, które liczą, że wyższe podatki zapłacą inni, a nie one same, muszą pamiętać, że bon to nie gotówka. O tym, na co będzie można go przeznaczyć, będą decydowali politycy pod wpływem lobbystów, oceniając, jakie sposoby wypoczynku w kraju są godne wsparcia, a jakie nie.
dr Aleksander Łaszek, główny ekonomista FOR
Źródło: for.org.pl
Koronawirus w PolsceKodeks pracyUrlop