
Choć dla wielu firm pandemia i związana z nią pomoc finansowa to już zamknięty rozdział, Polski Fundusz Rozwoju niespodziewanie wraca do tematu – z pozwami, wezwaniami do zwrotu środków i zarzutami o nieprawidłowości. Przedsiębiorcy, którzy otrzymali umorzenia wsparcia z Tarczy Finansowej, dziś muszą bronić się przed roszczeniami, których podstawy są często niejasne, oparte na algorytmach i błędnych założeniach. Czy państwo ma prawo domagać się zwrotu już umorzonych pieniędzy? A może to nowy sposób na łatanie budżetu kosztem przedsiębiorców?
Z pamięcią państwa bywa różnie. Czasem zaskakująco dobrze.
Większość przedsiębiorców z ulgą odłożyła do szuflady rozdział pt. „Tarcza Finansowa”. Minęło kilka lat, rynek się zmienił, pandemia przeszła do podręczników historii. Dla wielu właścicieli firm wsparcie od Polskiego Funduszu Rozwoju było jak respirator – włączony w porę, ratujący płynność, ale szybko zapomniany. Bo przecież potem trzeba było ruszyć dalej: łatać budżety, odbudowywać relacje z klientami, walczyć z inflacją i brakiem pracowników.
Ale, jak się okazuje, państwo pamięta. Pamięta zaskakująco dobrze.
Setki przedsiębiorców właśnie dowiaduje się, że mają… oddać pieniądze. Bo coś się nie zgadza. Bo „nie spełnili warunków umorzenia”. Bo tak wyszło z systemu i informacji „trzyliterowych służb”. Czasem o zwrot wzywa się jednoosobowe firmy, czasem spółki zatrudniające kilkanaście osób. Czasem – firmy, które w dokumentach PFR nadal mają status „pomoc umorzona”.
Źródło:Shutterstock
Nieoczywiste? Bardzo.
Kto by pomyślał, że po latach od pandemii, w czasach inflacji, wojny na Ukrainie, koniecznych reform w służbie zdrowia, państwo zajmie się audytem „pandemicznych pieniędzy”? A jednak. Mechanizm wygląda na masowy, częściowo zautomatyzowany. Niektóre pozwy wyglądają jak kopiuj-wklej, jakby algorytm szukał ofiar, a nie sprawców.
Konkret? Proszę bardzo.
Kilka dni temu jeden z naszych klientów przekazał nam informacje, że PFR wzywa do zwrotu np. 600 000 zł. Klient próbował samodzielnie uzyskać odpowiedź co jest powodem zmiany stanowiska PFR pomimo umorzenia udzielonej dotacji. PFR nie potrafi udzielić odpowiedzi. Bank potwierdza, że wszystko było w porządku. Ich system też pokazywał „pomoc umorzona”. A teraz? Pozew i cisza. Tylko numer sprawy. Z akt wynika, że PFR zakwestionował skorzystanie z ulgi na złe długi co ich zdaniem świadczy o fałszywie złożonych oświadczeniach dot. przychodów i skali ich spadków. Tymczasem ta ulga nie ma charakteru korekty przychodów, czyli nie jest zmniejszeniem przychodów ani nie jest kosztem. Inny z klientów został wytypowany w 2021 roku, a także 2024 roku przez algorytm CBA wskazujący na to, że istnieją podejrzenia co do prania przez niego brudnych pieniędzy i nadużyć finansowych. Wobec tego klienta nigdy nie toczyły się postępowania karne, podatkowe, swoje zobowiązania płaci regularnie i terminowo. Na czym opiera się algorytm CBA tego PFR nie wie, my mamy już pewne przypuszczenia.
Przedsiębiorcy są wściekli. Ale bardziej jeszcze – zdezorientowani. Kto pamięta, na którym etapie składał jakie oświadczenie, czy dopełnił formalności, czy kliknął coś w bankowości elektronicznej?
Emocje? Silne.
To nie są kwoty abstrakcyjne. Dla wielu firm – to różnica między przetrwaniem a zamknięciem działalności. Tym bardziej że roszczenia PFR pojawiają się po cichu, bez kampanii informacyjnej, bez mediacji, bez uprzedzenia. Niektórzy przedsiębiorcy dowiadują się o pozwie dopiero wtedy, gdy otrzymują go z sądu.
Tymczasem z moich sądowych doświadczeń wynika jasno: warto się bronić. Po pierwsze – bo niektóre pozwy są oparte na błędnych danych. Po drugie – bo nie ma jednej, przejrzystej podstawy prawnej, która pozwalałaby PFR-owi działać w tak nieprzejrzysty sposób. Po trzecie – bo zbyt wielu przedsiębiorców przyjmuje takie wezwania bezrefleksyjnie, godząc się z niesprawiedliwością, która – z dużym prawdopodobieństwem – wynika z niekompetencji systemu, nie ich winy.
I po czwarte – bo jeśli przedsiębiorcy teraz nie zawalczą, to jaki sygnał wysyłają państwu? Że można testować granice prawa? Że warto ścigać beneficjentów pomocy wstecznie, bez dowodów i wyjaśnień?
Autor: Mateusz Grosicki, adwokat, wspólnik w kancelarii Graś i Wspólnicy