Współpracujesz z niemieckimi przedsiębiorcami? Dowiedz się, jak możesz zabezpieczyć się przed zatorami płatniczymi. Zapraszamy do rozmowy z adwokatem Jackiem Frankiem, prowadzącym kancelarię w Polsce i w Niemczech, specjalizującym się w dochodzeniu należności od niemieckich firm.
Czy istnieje konieczność windykowania należności od niemieckich kontrahentów – niemieckie firmy znane są przecież ze swojej uczciwości, wydawałoby się więc, że problem nie zapłaconych należności w ogóle nie powstaje?
Po pierwsze kontrakty handlowe polskich firm z Niemcami idą rocznie w tysiące. W takiej masie zawsze znajdzie się jakiś nieuczciwy kontrahent, który nie wywiązuje się ze swoich zobowiązań. Po drugie moralność płatnicza niemieckich firm pogorszyła się bardzo w ostatnich latach. Nie zawsze trafia się więc na rzetelnego partnera handlowego.
Jakie są pierwsze „objawy” powstania zatoru płatniczego?
Najczęściej podawane powody, które niemieckie firmy przedstawiają chcąc zyskać na czasie, to przykładowo: nie otrzymanie rachunku od polskiego kontrahenta; prośba o prolongatę płatności ze względu na nie wywiązanie się z zobowiązań przez innych kontrahentów dłużnika; zgłaszanie rzekomych wad towaru; twierdzenie, że należność została już uiszczona, lecz przelew bankowy do Polski zabiera dużo czasu lub że wpływ na konto został nie zauważony przez polskiego kontrahenta; lub twierdzenie, że należność została pomyłkowo uiszczona na inne konto. Już przy pierwszym spóźnieniu z uiszczeniem należności powinna w głowie polskiego wierzyciela zabłysnąć lampka alarmowa, ostrzegająca, że po pierwszym usprawiedliwieniu może nastąpić drugie, a potem i trzecie, i że na wysyłaniu pism monitujących do niemieckiego dłużnika i otrzymywaniu od niego usprawiedliwiających odpowiedzi minąć może rok, a należność wciąż nie będzie uiszczona.
Co robić w takiej sytuacji?
Warto zwrócić się do prawnika specjalisty od rynku niemieckiego, by wystosował pismo uświadamiające niemieckiemu dłużnikowi konsekwencje dalszego nie uiszczania należności. Wielu niemieckich dłużników wykorzystuje bowiem fakt, że kontrahent ma swoją siedzibę w Polsce i że dochodzenie roszczeń przez granicę wiąże się z wieloma komplikacjami. Bardzo dużo firm niemieckich wyobraża sobie ponadto, że polskie firmy są niedoświadczone w sprawach handlowych i że można je zwodzić miesiącami w kwestii należności. Jeśli dany partner handlowy rzeczywiście posiada takie wyobrażenia, należy go w tym zakresie jak najprędzej wyprowadzić z błędu. Dlatego warto mu szybko zasygnalizować, że polska firma dysponuje instrumentami umożliwiającymi skuteczną windykację należności przez granicę. Odpowiednio zredagowane pismo prawnika specjalisty od rynku niemieckiego plus jego rozmowa telefoniczna z kontrahentem często czynią tutaj cuda.
Co robić, jeśli takie pismo i rozmowa nie poskutkują?
Wtedy należności trzeba dochodzić sądownie.
Czy należy dochodzić jej przed sądem polskim czy przed niemieckim?
W tym zakresie istnieje specjalna regulacja Unii Europejskiej, a mianowicie Rozporządzenie Rady (WE) nr 44/2001 z 22 grudnia 2001. Pierwszą podstawową zasadą w myśl art. 2. ust. 2. Rozporządzenia jest, iż jurysdykcję krajową posiadają sądy tego kraju, w którym dłużnik ma swoją siedzibę – więc jeśli dochodzi się należności od kontrahenta, który ma swoją siedzibę na terenie Niemiec, właściwe są sądy niemieckie. Równocześnie istnieje (w myśl przepisu art. 5. nr 1. Rozporządzenia) alternatywna zasada, że jurysdykcję krajową posiadają także sądy miejsca spełnienia świadczenia. Zasada ta może – w zależności od okoliczności konkretnego przypadku – prowadzić do powstania alternatywnej jurysdykcji sądów polskich. W takich sytuacjach istnieje możliwość dochodzenia długu także przed polskim sądem.
A w praktyce – przed który sąd korzystniej złożyć pozew – przed polski czy przed niemiecki?
Uważam, że korzystniejsze jest składanie pozwów do niemieckich sądów. Po pierwsze postępowanie sądowe na terenie Niemiec toczy się sprawniej niż w Polsce. Po drugie należy myśleć z wyprzedzeniem – jeśli dłużnik mimo wyroku nie zapłaci, trzeba będzie wszcząć z jego majątku egzekucję za pomocą niemieckiego komornika. Ale po to, by komornik mógł zacząć działać, musi mieć uznany na terenie Niemiec tytuł egzekucyjny. Tytułem tym jest bezproblemowo wyrok niemieckiego sądu, tzn. w kilka dni po uprawomocnieniu się niemieckiego wyroku można rozpoczynać egzekucję. Jeśli natomiast posiadamy polski wyrok, to ten musi najpierw zostać uznany przez niemiecki sąd za wykonalny na terenie Niemiec.
Uznawanie wyroków stało się (odkąd Polska przystąpiła do UE) dużo łatwiejsze – istnieje nawet specjalne Rozporządzenia UE w tej kwestii. Ale nie należy mieć złudzeń, że UE jest lekarstwem na wszystko: zanim znajdzie się w Niemczech adwokata, który wystąpi do sądu o uznanie wyroku, zanim polski wyrok zostanie przetłumaczony przez sądowego tłumacza, zanim sąd wyda odpowiednie postanowienie, od którego dłużnik może się odwoływać przez dwie instancje, to może okazać się, że nie ma już majątku, z którego można prowadzić egzekucję. W praktyce zdarza się tak bardzo często.
Pokusa złożenia pozwu w polskim sądzie jest silna – ze względu na język ojczysty, posiadane kontakty z polskimi kancelariami adwokackimi i oczekiwane koszty postępowania.
Jednak wcale nie jest powiedziane, że koszty prowadzenia sporu przed sądem polskim są niższe – wprost przeciwnie, koszty procesu w Niemczech kształtują się w końcowym obrachunku korzystniej niż w Polsce, muszą bowiem w całości zostać zwrócone przez niemieckiego dłużnika. Co się tyczy szczegółów, zapraszam na stronę internetową mojej kancelarii, na której znajdują się publikacje omawiające tą tematykę.
Źródło: Gazeta MSP
